• POWRÓT DO NAUKI STACJONARNEJ

      19.05.2021 21:28

      Od poniedziałku, 17 maja b.r., uczniowie wrócili do szkoły. Nie wszystkie klasy są codziennie, bo nauka organizowana jest w sposób hybrydowy, jednak wszyscy przychodzą sukcesywnie do swoich sal, siadają w ławkach, mogą odczuć tradycyjny model nauczania i współtworzyć go.

      Wielu uczniów w Polsce, w tym na pewno i z naszej szkoły, czuło lęk przed powrotem obawiając się, że nie tak łatwo będzie się przestawić ze zdalnego sposobu uczestniczenia w lekcjach, na stacjonarny.

      Nasza szkoła wyszła naprzeciw uczniom przystępując do ogólnopolskiej akcji „Tydzień ulgi” (szczegóły w aktualnościach). Wychowawcy wzięli udział w warsztatach nt. „Jak przygotować się na powrót do postpandemicznej rzeczywistości”, a uczniowie klasy szóstej i siódmej wezmą udział w spotkaniu ze specjalistą, który opowie im jak zadbać o swoje zdrowie psychiczne.

      W każdej klasie nauczyciele będą starali się kłaść nacisk na zacieśnianie więzi i odbudowywanie relacji, czemu sprzyja zbliżający się Dzień Dziecka i atrakcje, które czekają na uczniów w każdej klasie.

    • Punkt Konsultacyjny dla Rodziców i Dzieci

      31.08.2023 16:19

      Drodzy Rodzice!

       

      Krakowskie Stowarzyszenie Terapeutów Uzależnień uruchomiło

      Punkt Konsultacyjny dla rodziców i dzieci. Jeżeli pojawiają się u uczniów w wieku 10 – 18 lat niepokojące zachowania ryzykowne, takie jak np. nałogowe korzystanie   z technologii (internet/komputer) czy używanie środków psychoaktywnych, można zgłaszać się po poradę rejestrując się od poniedziałku do piątku w godzinach 8.00 – 15.30 pod nr telefonu 796 101 616 lub mailowo na adres: punkt@kstu.pl

       

      Punkt czynny jest w poniedziałki i środy w godzinach od 16.00 do 20.00. Konsultacje odbywają się w formule zdalnej (skype lub telefonicznie).
      Więcej informacji - kliknij link

    • O "strzelaniu fochów" słów kilka.

      07.04.2021 19:36

      Kto miał do czynienia z osobą, która „strzela focha”, niech podniesie rękę. Jejku… jak Was dużo!

      Może Ci, którzy się nie przyznali, po prostu nie wiedzą, co to „foch”? Otóż o takim zachowaniu, kiedy ktoś się  się obraził i chce nam dać to do zrozumienia, potocznie mówi się właśnie, że „strzelił focha”. Zapytam zatem jeszcze raz: kto miał z kimś takim do czynienia? O… prawie wszyscy. Chcecie opowiedzieć, jak się wtedy czuliście, gdy inni demonstrowali wam naburmuszenie, nadąsanie, boczenie się – bo tak można zastąpić opis focha?

      Tak, wiem… atmosfera robiła się niefajna i trudno było wyjaśnić cokolwiek, wszak do osoby, która z zadartym do góry nosem i obrażoną miną, milczała, trudno było kierować jakiekolwiek słowa.

       

                  Powiem wam w sekrecie, że „strzelanie focha” jest bardzo dziecinną reakcją na nieradzenie sobie w sytuacjach, gdy przegrywa się w sporach. Niedojrzały człowiek w ten sposób pokazuje, jak bardzo nie potrafi przyjąć faktu, że nie ma racji i przyznać się. Powiedziałam, że jest to reakcja dziecinna, ale nie znaczy to, że focha strzelają tylko dzieci. Dorosłym również się to zdarza, ale takim dorosłym, którzy niby mają skończone 18 lat, ale nie dorośli do rozmowy, dyskusji i przyznania się, że coś im nie wyszło lub ktoś inny miał rację.

                  Być może trzeba mieć predyspozycje lub znać z najbliższego otoczenia przykład, by taką postawę prezentować, bo przecież nie wszyscy się tak zachowują. Niestety, wystarczy jeden taki ktoś w klasie, by cała reszta odczuwała dyskomfort i atmosfera była niemiła.

      Foch jest formą zabawy psychologicznej. Demonstrująca obrażenie się osoba myśli: niech mnie przeproszą. Albo: nie będę się odzywać, to zatęsknią. Tak naprawdę chce swoją postawą zwrócić na siebie uwagę i wymusić, by przyznano jej rację. I pewnie część osób, dla świętego spokoju i miłej atmosfery, zrobi to, ale czy problem, który leżał u źródła, zostanie rozwiązany? No, nie…

                  Takiego kogoś, kto „strzela focha”, najlepiej jest ignorować. Nie ma sensu napraszać się i ulegać wymuszeniom. Skoro ktoś woli się obrazić niż rozmawiać, by coś wyjaśnić, to już jego problem.

                  Kochani! Pamiętajcie, że najwięcej traci ten, kto zamiast działać, demonstruje niezadowolenie. Wszak to on męczy się sam z sobą, a przecież dojrzali ludzie wiedzą, że rozmawiając, można rozwiązać najbardziej skomplikowane problemy. Bądźcie dojrzali, bez względu na wiek. I nie bierzcie, proszę, przykładu z dorosłych, którzy „strzelają fochy”.

       

      Agnieszka Wołodko

    • Coś o wstydzie...

      31.08.2023 16:20

      Bywają takie momenty w życiu rodziców, kiedy wstydzą się oni za swoje dzieci. Ten wstyd bywa rozmaity: za to, że syn czy córka nie ukłonili się sąsiadce, że wychowawczyni zamiast chwalić, to na wywiadówce skarżyła na złe zachowanie, że ktoś usłyszał, jak dziecko w czasie zabawy  mówiło brzydkie wyrazy  itp., itd. Faktycznie, mogą to być powody do wstydu, ale dobrze by było zastanowić się nad tym, czy aby na pewno wstydzimy się za swoje dzieci, czy może za nas samych?

      Przyjęte w danym środowisku normy i akceptowane przez większość wzory zachowań bywają tak bardzo zróżnicowane, że czasami trudno jest się zorientować co tak właściwie wypada robić, a czego nie. Kłopot z tym rozróżnieniem  mają nierzadko dorośli, dlaczego więc dzieci miałyby być lepsze? Skąd mają wszystko wiedzieć?

      Przez pięć pierwszych lat swego życia dziecko siedzi w domu. Spotyka się z samymi wujkami, ciociami, znajomymi i przyjaciółmi. Nagle posyłamy je do zerówki. Jak  je do tego przygotowaliśmy? Skąd syn czy córka mogą wiedzieć, że od teraz mówić  można tylko po podniesieniu paluszka w górę, albo że do ubikacji może być kolejka i nikt nie jest uprzywilejowany, bo każdy ma  taką samą potrzebę?  Skąd tak naprawdę można o tym wiedzieć mając zaledwie kilka lat? Czy uprzedzaliśmy, że tak może być? Że są pewne zasady funkcjonowania w grupie?

      To tylko przykład, ale obrazuje - przynajmniej tak mi się wydaje - to, jak bardzo trudne i zagmatwane bywają sytuacje, w których zachowanie naszych dzieci budzi zastrzeżenia. Żeby się nie wstydzić za pociechy, trzeba najpierw wiele dać z siebie. W innym przypadku  można się raczej wstydzić za samych siebie i swoje zaniedbania. Jakże łatwo jest ulec emocjom i wyżyć się na dziecku mówiąc „ taki  mi wstyd przynosisz, jak ja spojrzę ludziom w oczy, co o nas inni powiedzą?”

      Postarajmy się zastanowić nad tym, jak my sami reagujemy, gdy ktoś - niezależnie od tego czy ma rację, czy nie - zwraca nam uwagę. Chyba nie przesadzę, jeśli powiem, że często denerwujemy się, zaprzeczamy, a nawet posuwamy  do kłamstwa... Wiadome jest nie od dziś, że agresja budzi agresję.

      Szef krzyczy, że sknociliśmy robotę, a my i tak upieramy się przy tym, że to on właśnie kazał nam tak robić. Dopiero w domu przyznamy się do błędu i zrozumiemy go. Przenieśmy to na płaszczyznę życia dziecka: publiczne upomnienie “ukłoń się pani” zapewne nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Prośba wypowiedziana w cztery oczy we własnym domu: kłaniaj się, proszę, wszystkim sąsiadom,  ma szansę zaowocować.

      O wiele trudniej jest pilnować się i na każdym kroku, gdy tylko nadarzy się okazja, tłumaczyć, tłumaczyć i jeszcze raz tłumaczyć. Tego nigdy nie jest za wiele.

      Często mówi się „nic z niczego”, bo choć brzmi to co najmniej dziwnie, to ma sens. Trzeba wiele z siebie dać, by móc cieszyć się i szczycić dobrymi rezultatami, usłyszeć od innych słowa pochwały. Ale tak naprawdę, to czy my robimy wszystko po to, by innych zadowolić, by nikt nam niczego nie wypomniał, by unikać prawdopodobnego wstydu?

      Moralność, obyczaje, tradycja, wreszcie kultura- to wszystko powinno obowiązywać każdego, ale nie dlatego, że tak wypada, a dlatego, że nam powinno to być potrzebne. Jeśli tak nie jest, to jaki sens ma wstydzenie się za dzieci, które robią rzeczy niemile widziane przez innych, a nie przez nas samych?

      Agnieszka Wołodko

    • ZAPOMNIAŁ WÓŁ, JAK CIELĘCIEM BYŁ, CZYLI COŚ O ZAKOCHANIU…

      26.11.2020 19:36

      Słyszałam kiedyś historię o siedmioletnim chłopcu, który na początku swej szkolnej kariery poszedł na wagary. Tak jego pierwszą samodzielną nieobecność w szkole nazwali rodzice i nauczycielka, choć on nie mógł zrozumieć, dlaczego. W jego ocenie nie były to wagary, tylko załatwianie ważnej sprawy. Po prostu zamiast pójść na lekcje, pojechał do sąsiedniej parafii w której trwał odpust, by na straganie kupić pierścionek dla koleżanki, która bardzo mu się spodobała. Myślał, że zrobił dobrze, a tu nie tylko dostał burę, ale jeszcze mama chciała spalić w piecu wszystkie podręczniki mówiąc, że skoro w głowie ma amory a nie naukę, to książki i zeszyty nie będą mu do niczego potrzebne. Nie rozumiał, że dorośli tego nie rozumieją. Bo co? To, że miał tylko 7 lat, to zakochać mu się nie wolno?

      W życiu tak bywa, że zakochują się i starsi i młodsi. Wszyscy przecież przeżywaliśmy kiedyś to uczucie, które sprawiało, że myśli kierowały się tylko ku ukochanej osobie i doskonale wiemy, że nic innego nie wchodziło wtedy do głowy. Niestety, dorośli nierzadko po swojemu chcą wprowadzać w życiu młodych ludzi porządek czy kolejność występujących zdarzeń i ustalając je zapominają, że serce ma każdy. I że bije ono nie tylko, by pompować krew… Często przecież bije dla kogoś innego.

      Zakochany uczeń ma w szkole „pod górkę”. No bo jak tu zapamiętać całą Tablicę Mendelejewa, kiedy litery układają się w JEJ imię? Jak rozwiązywać równania, kiedy długopis sam układa się do rysowania serduszek i wpisywania inicjałów ukochanego? Jak czytać lekturę, gdy smartfon pika co pięć minut i może to właśnie jest ta najbardziej oczekiwana dzisiaj wiadomość? No  jak? Jak? Jak?

       

      Zapomniał wół, jak cielęciem był… Niestety! Wszyscy jesteśmy stworzeni do miłości i to nie jest tak, jak często wydaje się dorosłym, że miłość zarezerwowana jest dla nich. Na nią zawsze jest pora. Dla niej żyjemy, dla niej tworzymy, dla niej poświęcamy się rezygnując ze swego „ja”. Dlaczego więc tak często dorośli nie rozumieją, że strzała amora trafiła w serce ucznia? Nierzadko pojawiają się w takiej sytuacji docinki, prześmiewcze komentarze albo złote rady w stylu „jeszcze masz czas”. Na co? Możnaby dopytać. A rady? One powinny pójść w kierunku pomocy młodemu człowiekowi ułożenia tego wszystkiego, co się dzieje, ale też wrócenia uwagi na to, że warto zachować równowagę pomiędzy codziennymi obowiązkami a tym, co zaprząta myśli. Warto mówić o tym, że miłość jest piękna, ale nie można żyć tylko nią, bo nieodrobione zadania spowodują nagromadzenie zaległości szkolnych, niedojedzone obiady spowodują spadek energii, a zbyt nachalne zachowania mogą zrazić ukochaną osobę. W sytuacji, gdy widzimy zakochanego ucznia, warto podjąć rozmowy o odpowiedzialności, przypomnieć o tym, co dzieje się tu i teraz, a nie gdzieś w obłokach… Warto podpowiedzieć, by na karteczce czy w kalendarzu zapisywać ważne terminy, zaznaczać daty, wpisywać zbliżające się wydarzenia, aby o nich nie zapomnieć. Trzeba też młodemu człowiekowi uświadomić, że stan zakochania tak właśnie wygląda, że zapomina się o codzienności, ale przecież wszystko, poza miłością, nie przestaje istnieć i warto sobie pomóc w zapamiętywaniu i „ogarnianiu” rzeczywistości. Można podkreślić, że zaniedbanie obowiązków szkolnych czy domowych negatywnie wpłynie na całościowe funkcjonowanie. No i najważniejsze: żadnym zakazem, żadną karą, żadnym tłumaczeniem nie sprawimy, że czyjeś serce przestanie kochać, dlatego ważne jest, by przypominając sobie samego siebie sprzed lat i wspominając własny stan zakochania, podjąć się - bardzo delikatnie i dyskretnie – rozmowy z młodym człowiekiem, który przeżywa swoje pierwsze zakochanie.

       

      Agnieszka Wołodko